poniedziałek, 8 października 2012

Through the Barricades III



Usiadł na brzegu swojego łóżka, przesuwając spojrzenie z białej, marmurowej ściany na gładką pościel w kolorze indygo. Spod powieki wypłynęła zimna łza, która prześlizgując się po bladej twarzy, stoczyła się na nagie udo właściciela. Szare, przepełnione bólem, tęczówki spoczęły na bezwładnym ciele matki, które wisiało na grubej linie w drzwiach jego pokoju. Przez lekko uchylone, blade usta wyciekały ostatnie resztki życia. Spojrzał na swoje zakrwawione, brudne dłonie mocząc je kolejnymi łzami. Lodowate igły przerażającego bólu przeszywały jego, ledwo bijące, serce sprawiając, że stare rany otworzyły się na nowo. Przesunął smutne spojrzenie na wciąż krwawiące ciało ojca leżące na podłodze z ciemnego drewna. W jego piersi wciąż tkwił sztylet, pulsujący lekko w rytm ostatnich ruchów serca. Uśmiechnął się ironicznie. Jak zadziwiający był fakt, że człowiek taki jak on miał serce. Draco podniósł się z łóżka. Niczym w amoku podszedł do ciała ojca, nie zważając na to, że brodzi w jego posoce rozlanej po podłodze. Ukląkł przy bezwładnym, zimnym ciele, spoglądając z nienawiścią na węża śpiącego w kącie. Zakrwawioną, drżącą dłonią ujął wysadzaną rubinami rękojeść sztyletu. Wolnym ruchem wyjął ostrze z piersi. Przez chwilę z niezdrowym zafascynowaniem przyglądał się krwi, ściekającej na zaciśnięte palce, po czym zsunął wzrok na wewnętrzną stronę nadgarstka lewej ręki. Mroczny znak wypalał jego skórę. Wydawał się jeszcze wyraźniejszy niż zazwyczaj. Wydawało mu się, że czaszka szczerzy się do niego z wyższością, jakby ciesząc się, że już się od niej nie uwolni. Przyłożył ostrze sztyletu do nadgarstka i bez wahania przeciął skórę. Nie miał siły dłużej nosić tego piętna. Spod bezlitośnie odcinanej skóry trysnęła krew, a z oczu pociekły kolejne łzy bólu. Zagryzł dolną wargę, zaciskając powieki. Jeszcze chwila i się tego pozbędzie. Wyobraźnia podsunęła mu obraz Harry'ego. Jedyne lekarstwo na jego ból. Sztylet wysunął się z jego ręki, opadając na zakrwawioną podłogę razem z kawałkiem bladej skóry naznaczonej znakiem Czarnego Pana. Otworzył szeroko oczy. Zdezorientowany rozejrzał się po swoim pokoju prefekta. Podniósł się do siadu, przetarł oczy i spojrzał na swoje ręce. Były zupełnie czyste, na lewym nadgarstku wciąż widniał wyblakły, mroczny znak. Marmurowa podłoga lśniła zielenią w blasku ognia, tlącego się w kominku. Drzwi były zamknięte. Odetchnął z ulgą, opadając na poduszki.  Jest w Hogwarcie. Przetarł twarz dłońmi. Znowu ten sam sen. Odkąd Lucjusz trafił do Azkabanu Dracona wciąż nawiedzały te potworne obrazy. Martwa Narcyza, ojciec, on jako morderca i Nagini w kącie jego pokoju. Ale dzisiaj… dzisiaj było coś nowego. Harry. Co do tego wszystkiego ma Potter? Zmarszczył brwi, znów siadając na łóżku. Harry jako jedyny środek na uśmierzenie bólu? Jak ma to rozumieć? Jako żart wyobraźni, która podsuwała mu te irracjonalne obrazy czy jako swoje podświadome pragnienie? Potter, bohaterski Gryfon mógłby załagodzić jego cierpienia? Szczerze w to wątpił. Prychnął, kręcąc w niedowierzaniu głową. Zasnął zaraz po kąpieli. Zerknął na zegar. Dopiero dwudziesta. Szybko wciągnął na siebie czarne jeansy i wełniany golf, który dostał od matki. Sięgną po kubek zimnej kawy, upijając z niego kilka łyków. Może to go otrzeźwi. Skrzywił się, odstawiając naczynie. Musi z kimś porozmawiać aby zapomnieć o koszmarze.

* * *

Harry po raz kolejny odsunął się od klejącej się do niego Ginny. Miał już tej dziewczyny serdecznie dosyć. Lubił ją, ale nie wtedy kiedy stara się napisać na jutro przeklęty esej z transmutacji, a ta włazi mu na kolana, co w efekcie kończy się pełnym kleksów pergaminem. Spojrzał błagalnie na Hermionę, która rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie, nic nie mówiąc.
- Wychodzę – warknął, podnosząc się z kanapy. Ginny złapała go za rękę.
- O tej porze? Gdzie? – zapytała rudowłosa na co on wyrwał nadgarstek z jej uścisku po czym wzruszył ramionami i wyszedł z wierzy. Dziewczyna pewnie myślała, że po wojnie, kiedy jego obowiązki zmaleją, zacznie poświęcać jej więcej czasu jednak… nie mógł. Powoli coraz bardziej go irytowała i coraz mniej mógł znosić jej słodkie słówka, przytulanki i inne pierdoły.  Już nawet nie wiedział czy nadal czuje do niej to co czuł jeszcze rok temu ale wiedział, że w środku… w nim, naprawdę wiele się zmieniło.
Zbiegł po schodach do sali wejściowej. Zatrzymał się na środku, rozglądając się dookoła. Nie wiedział co ze sobą począć. Spojrzał na drzwi wyjściowe. Jeśli wyjdzie to gdzie? W Hogsmade bez przyjaciół wcale nie jest fajnie. Mógłby odwiedzić Freda i Georga, ale posiedzi u nich godzinę i znowu będzie się nudził, a miał ochotę… zniknąć na cały wieczór. Trudno, coś wymyśli.

* * *

Draco spojrzał na pogrążonego w jakieś francuskiej lekturze Blaise’a i westchnął cicho. Chciał z nim tylko porozmawiać, a on nawet na to nie ma czasu. Przeniósł znużony wzrok na Pansy, która na przemian pisała esej z transmutacji i objadała się belgijskimi czekoladkami, przesłanymi przez Narcyzę, siedząc przed kominkiem. Westchnął jeszcze raz niepocieszony. Czasami chciałby być Gryfonem. Granger i Weasley wciąż skaczą nad Potterem jakby był z porcelany. Zerknął na Gregory'ego, który chrapał w najlepsze, ośliniając, obitą czarną skórą, kanapę. Nie wytrzymując warknął pod nosem po czym z gracją podniósł się ze swojego ulubionego fotela. Zabini oderwał się od lektury, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Idę do herbaciarni – oznajmił oburzonym tonem, patrząc na Pansy ubabraną czekoladą.
- Jest dwudziesta pierwsza, herbaciarnia jest zamknięta – mruknął Blaise. Teraz będzie się o niego troszczył?!
- W takim razie idę do Trzech Mioteł – warknął Draco na co Parkinson wzruszyła ramionami, wkładając do ust kolejną czekoladkę.
- Weź płaszcz – przypomniał mu Zabini, na co blondyn prychnął i wyszedł z lochów. Musi zapomnieć o tym śnie i to jak najszybciej. Chyba najlepszym na to sposobem jest upicie się Ognistą Whisky. – Będzie mu zimno – stwierdził ciemnoskóry, wracając do lektury.

* * *

 Harry chuchając gorącym powietrzem na zmarznięte ręce, zerknął na pub, w którym wciąż świeciło się światło. Zaciekawiony podwinął rękaw płaszcza i pociągając nosem,spojrzał na zegarek na nadgarstku. Dwudziesta druga. Przegadał z bliźniakami aż dwie godziny ale to nie zmieniało faktu, że Ginny pewnie wciąż czatowała na niego w pokoju wspólnym Gryffindoru a on nadal naprawdę bardzo chciał uniknąć rozmowy z nią. Rozmawiał o tym z bliźniakami. Uznali, że nawet jeśli nic nie czuje do Ginny to i tak nadal należy do ich rodziny. Cieszył się, że tak to postrzegają. Gdyby Ron dowiedział się o jego rozterkach zapewne zrobiłby wszystko, aby Harry poczuł coś do młodej Weasleyówny. Prychnął pod nosem, ruszając w stronę Trzech Mioteł. Kto by pomyślał, że Fred i Geroge dojrzeją do takiego stopnia aby móc go pocieszać i mu doradzać. Poprawił szalik w barwach Gryffindoru zerkając na sklep Weasleyów. Lubił tam przychodzić szczególnie w święta. Mieli tam mnóstwo świątecznych gadżetów a kiedy wieczorem ludzie zaczynają się rozchodzić, jest tam naprawdę miło i przytulnie. Uwielbia w zimowe wieczory rozmawiać z bliźniakami w ich sklepie przy kubku gorącej czekolady. Kocha słuchać jak rudowłosi przechwalają się swoimi pomysłami, jak Fred narzeka na to, że brat nie poświęca mu już tyle czasu co kiedyś a George godzinami papla o Angelinie, która właśnie zaszła w ciążę. Bliźniaki często przyprowadzają ze sobą rocznego Teddy’ego, którego ojcem chrzestnym został Harry. Chłopiec przypomina Remusa, wtykając wszystkim w usta swoje obślinione i nadgryzione słodycze, a jednocześnie Tonks, denerwując się i zmieniając kolor włosów na krwisto czerwony. Harry z szerokim uśmiechem pchnął drzwi pubu, wchodząc do ciepłego wnętrza. Natychmiast zdjął szalik i płaszcz, rozglądając się za wolnym miejscem i znajomymi twarzami. Siedzący przy barze Hagrid uśmiechnął się i pomachał mu, na co Harry odwdzięczył się tym samym jednak jego uwagę przykuł siedzący w kącie Draco z butelką Ognistej Whisky w ręce. Bez zastanowienia podszedł do Ślizgona i usiadł naprzeciwko niego. Szare, mętne tęczówki spoczęły na jego twarzy.
- Oh, witam Potter – Draco uśmiechnął się szeroko, wyciągając rękę w stronę Harry'ego. Brunet uścisnął ją, również się uśmiechając. Dobrze zrobił przychodząc tutaj. Malfoy zapewne niebyły wstanie sam wrócić do zamku.
- Cześć Malfoy. Co tutaj robisz? – zapytał wyraźnie Harry. Miał nadzieję, że Draco nie jest pijany na tyle, aby go nie rozumieć. Blondyn spojrzał na swoją butelkę, po czym potrząsnął nią komicznie.
- Piję – odparł spokojnie. Najwyraźniej alkohol go uspokajał i Draco nie miał zamiaru wypominać Harry’emu, że zadaje bezmyślne pytania.
- Racja – przytaknął Gryfon. – A dlaczego? Jeśli mogę wiedzieć – zapytał na co Malfoy przygasł nieco, przesuwając spojrzenie na stół. Harry powiesił płaszcz na oparciu swojego krzesła, świdrując blondyna ponaglającym spojrzeniem. W końcu Draco spojrzał na Harry'ego, a w jego oczach czaiły się łzy.
- Potter, jak na Salazara sobie z tym radzisz? – zapytał, jednak zaskoczony Gryfon nie zrozumiał pytania. – Jak wytrzymujesz świadomość, że twoich rodziców nie ma, że twoja rodzina traktuje cię jak śmiecia, że najbliższe osoby jakie masz to przyjaciele i gajowy? – Draco przetarł energicznie oczy, starając się nie rozpłakać. Kiedy zobaczył Harry'ego, coś w nim pękło. Może naprawdę Potter był jego lekiem na ten lodowaty ból głęboko w sercu. – Nie mam pojęcia jak to robisz. Jesteś taki beztroski i szczęśliwy mimo wszystko co ci się przytrafiło, a ja nie mogę wytrzymać depresji matki i wyroku ojca. – Harry położył rękę na ramieniu Draco.
- Chodź na zewnątrz – zaproponował brunet. – Może trochę wytrzeźwiejesz – wstał ze swojego krzesła, sięgając po płaszcz, po czym pomógł wstać Malfoy'owi, który miał z tym nielichy problem. Musiało stać się coś strasznego skoro Draco tak otwarcie o to zapytał. A może to po prostu alkohol? Po drodze do drzwi uśmiechnął się do Hagrida uspokajająco i zapłacił Madame Rosmercie. – Nie masz kurtki? – zapytał na co Draco zaprzeczył ruchem głowy. Harry westchnął po czym wyprowadził Ślizgona na zewnątrz. Wciąż podtrzymując go za łokieć zarzucił na jego ramiona swój płaszcz a szyję owinął szalikiem. Draco spojrzał na materiał a widząc złoto i purpurę skrzywił się ostentacyjnie. – Nie rób tak, bo nie wiem czy chcesz wymiotować czy po prostu chodzi o kolory – upomniał blondyna.
- To ci powiem, że o kolory, Potter – odparł Draco, opierając się o ścianę Trzech Mioteł i wyrzucając na drogę pustą butelkę po Whisky.
- No więc o co chodzi? – zapytał Harry. Ciekaw był co dręczy Draco na tyle, że stara się upić do nieprzytomności. Eh, szlag by trafił jego bohaterską naturę i Gryfońską dobroć.
- Miałem sen - zaczął Draco po czym przerwał, zrywając z siebie szalik Harry'ego. – Od czasu kiedy ojciec trafił do Azkabanu, wciąż śni mi się ten sam sen – znów przerwał, sięgając po szal, który oddał Harry’emu na co Gryfon zachichotał. – Zimno – wyjaśnił Draco. - Śni mi się, że jestem w moim starym pokoju w MalfoyManor, zupełnie nagi. Na łóżku leży moja ulubiona kołdra w kolorze indygo. Moja matka popełnia samobójstwo, wiesza się… na drzwiach mojego pokoju. Płaczę, mam zakrwawione ręce. Obok łóżka leży ciało ojca z jego sztyletem w piersi. Zabiłem go. Cała podłoga jest zakrwawiona, a ja wstaję i do niego podchodzę. Klękam przy nim i wtedy zauważam Nagini śpiącą w kącie. Wyjmuję sztylet z piersi ojca i przykładam do lewego nadgarstka. Odcinam sobie skórę, na której mam mroczny znak, po czym się budzę – opowiedział Draco. Miał w sobie na tyle zdrowego rozsądku, że nie wspomniał tej części o Harrym. Nagle poczuł nieprzyjemne zawirowania w brzuchu, pochylił się i zwymiotował. Sam nie wiedział czy za sprawą alkoholu czy scen ze snu. Harry szybko odgarną mu włosy z czoła i zaczął głaskać po plecach.
- Chodź do Hogwartu – zakomenderował, kiedy Malfoy wyrzucił z siebie wszystko. – No chodź – objął blondyna w pasie i powoli zaczęli iść w stronę szkoły. Harry, mimo że nic nie powiedział, myślał o śnie Draco i chyba już znał odpowiedź. Bądź co bądź po siedmiu latach miał wprawę w interpretowaniu wizji i snów
- Jestem zhańbiony i pijany, a pomaga mi waleczny Gryfon. Jak nisko upadłem? – mruknął Draco, rzucając Harry’emu nieśmiały uśmiech.

6 komentarzy:

  1. No tak, ostatnie pytanie było zdecydowanie w stylu Draco. Ciekawa jestem o, co może chodzić z tym snem, ale skoro Harry ma podejrzenia, których NIE ZNAMY! (grr) to niedługo się dowiemy.
    No, jak mogłaś zapomnieć o tym opowiadaniu? Drugie drarry jakie czytam xd Od oglądania tego Quo vadis, aż nie wiem, co pisać, więc powiem tylko, ze wkurza mnie Ginny i, że czekam na ciąg dalszy. :3 Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jaka telepatia pójść tam gdzie jest Draco. Widzę, że nuda to jest to coś co powinno ludzi motywować do miłości. Eno, dobra, mam jakoś dziwną fazę ostatnio. Opowiadanie jest tak świetne na jesienną, deszczową pogodę, że aż prosi się o kolejną część. Mam nadzieję, że nie będę musiała na nią czekać AŻ tak długo. Ginny - ty to powinnaś wyjść(nie - Harry) i nie wracać, a nie biedny Harry przez ciebie lekcji nie odrobił. Ciekawa jestem jakie znaczenie ma ten sen oraz jego rozwiązania. Jeśli chodzi o sam tekst to był genialny, jakoś szybko mi zleciało, aby go przeczytać. Nawet nagromadzenie tylu pięknych słów nie od raziło mnie, aby po przeczytaniu chociażby trzech zdań, wyjść i nie przeczytać jeszcze raz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh kocham cię i twoje opowiadania,,, wszystkie i te jeszcze nie napisane też xD haha
    Uwielbiam Drarry, tyle się już tego naczytałam, wszystko było do siebie podobne a tu proszę jaka miła niespodzianka. Bardzo mi się podoba, to jak Draco i Harry się do siebie zbliżyli, cieszę się, że się zaprzyjaźnili, a przynajmniej są na etapie - kolega x kolega.
    Trochę martwi mnie sen Draco, mam nadzieję, że to żadne wizję czy coś w tym stylu. Harry mam nadzieję pomoże blondynowi ^^
    A Ginny,, a Ginny niech się odczepi od Harry'ego >_< grrr
    Nie mogę się doczekać kolejnej notki, bardzo mnie wciągnęło to opowiadanie, chociaż ma dopiero 3 rozdziały, chociaż szczerze mówiąc po przeczytaniu Prologu już się w nim zakochałam ^^ haha
    Założę się że nie tylko ja ale i reszta czytelników nie może się doczekać kolejnego rozdziału ^^ Więc jak tylko znajdziesz czas, pisz :)
    Oh aby nigdy nie opuściła cię wena :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super.
    Ten sen Draco przerażający, dobrze że Harry mu pomógł.
    Ale coś widzę że ostatnio zapomniałaś o tym opowiadaniu a szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    opowiadanie mi się bardzo podoba, choć nie przepadam bardzo za tekstami o Portterze to tutejsze opowiadanie mi się bardzo spodobało, i mówiąc szczerze mam ochotę na więcej...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    Harry już nie jest zainteresowany Ginny, Draco pijany i pomaga mu Harry, no chyba naprawdę Harry jest tym który może pomóc Draco, a w zasadzie chyba pomogą sobie nawzajem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń