czwartek, 1 maja 2014

Trough the Barricades V

Alleluja!
Tak, to ja i owszem, to kolejny rozdział TtB! Nie wiem czy ktoś z Was ucieszy się na widok tego posta ale wiem, że mnie wprawia on w ogromną radość, bo oznacza to, że jeszcze potrafię pisać! Czy wracam do łask (po raz kolejny)? Nie wiem. Czy to początek mojej twórczej aktywności? Tego też nie wiem ale mam nadzieję, że ten rozdział pociągnie za sobą kolejne, a nie będzie, jak zazwyczaj, tylko małą iskierką, która zaraz gaśnie. W każdym razie życzę Wam przyjemnej lektury i do poczytania! :)

* * *


Eliksiry były jednym z niewielu przedmiotów, które Ślizgoni mieli razem z Gryfonami. McGonagall wiedziała, że oba te domy na jednych zajęciach to dość niefortunne połączenie, a w przeciwieństwie do Dumbledore'a wolała unikać niepotrzebnych konfliktów. Jednak niemożliwym było zupełne odizolowanie ich od siebie. Właśnie na tych zajęciach Blaise Zabini po raz pierwszy w życiu poczuł się zagubiony, kiedy profesor Slughorn oznajmił, że od tej pory, do końca roku szkolnego, będą pracować w parach. Blaise zawsze lubił zajęcia grupowe, szczególnie z eliksirów, jednak kiedy Pansy oznajmiła, że zaklepuje sobie Draco przestał je lubić w trybie natychmiastowym. Zabini lubił też zdobywać dobre stopnie z eliksirów więc kiedy jedynymi Ślizgonami bez pary okazali się być Goyle i Greengrass, nie bacząc na wierność należną swojemu domowi i podejrzliwe spojrzenia Dracona rozejrzał się po drugiej części sali gdzie kotłowali się Gryfoni. Na jego celowniku znalazła się Granger, która jednak już żywo dyskutowała z Parvati Patil. Kolejnym całkiem inteligentnym Gryfonem na jego liście był Dean Thomas, który właśnie przed chwilą uśmiechnął się do Longbottoma, wskazując na swój kociołek. Najwyraźniej uważał to za bezpieczniejsze niż całoroczna współpraca ze swoim wybuchowym przyjacielem. Potter oczywiście był w parze z Weasley'em a to skutkowało iż jedynym Gryfonem bez pary stał się Seamus Finnigan, który oparty biodrem o stolik, zerkał niepewnie na Slughorna. Oczywistym było, że sam nigdy nie podejdzie do żadnego ze Ślizgonów. Blaise przełknął głośno ślinę, sięgnął po swoje książki i ruszył w stronę szatyna, którego niebieskie oczy śledziły go uważnie. Blaise nie wierzył, że to robi. Nie dość, że było to zupełnie sprzeczne z zasadami domu Slytherina to jeszcze zupełnie mu to nie odpowiadało. Cały czas pamiętał, jakby to było wczoraj, jak na czwartym roku obiecywał sobie, że nigdy więcej nie będzie w parze z Finniganem. Nie, nie chodziło tutaj o jego nieokiełznane umiejętności do eksplozji wszelakich magicznych eliksirów ale o to, że jego błękitne oczy zawsze robiły coś takiego, że Blaise eksplodował wewnątrz. Pamiętał każdy najmniejszy szczegół tego przeklętego uczucia, kiedy Seamus przez przypadek dotknął jego ręki. Już wtedy Blaise obiecał sobie, że nigdy więcej nie pozwoli sobie na zrobienie czegokolwiek aby znów to poczuć a jednak teraz... teraz podszedł do Finnigana, czując jak jego serce przyśpiesza a wnętrzności skręcają się, powodując naprzemienne uczucie ciężkości i lekkości.
- Mogę współpracować z tobą? - Zapytał, stając naprzeciwko Gryfona. Seamus przeszył go uważnym spojrzeniem, jakby zastanawiając się czy czegoś nie knuje po czym wzruszył ramionami.
- Lepszy ty niż Goyle - podsumował a jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmieszku. Blaise przytaknął ruchem głowy, odkładając książki na stolik. Finnigan zerknął na tablicę i nic nie mówiąc podszedł do gabloty ze składnikami. Blaise odetchnął, czując częściową ulgę. Włączył palnik pod kociołkiem i rozejrzał się po klasie. Gryfoni zupełnie pochłonięci swoją pracą ignorowali go już zupełnie, nawet Dean, który wcześniej zerkał na niego dziwnie. Jednak Ślizgoni... Pansy wpatrywała się w niego uporczywie, podczas gdy Draco dokładnie analizował przepis eliksiru a Goyle posyłał mu pytające spojrzenia, niepewnie wykonując polecenia Dafne Greengrass. Nie żeby miał wyrzuty sumienia, jednak czuł się dziwnie mimo iż był pewien, że go zrozumieją.
- Pewnie podzielasz moje zdanie, że lepiej będzie jeśli ty będziesz tutaj dowodził. - Seamus odłożył składniki na deskę obok kociołka i spojrzał na Blaise'a radosnymi oczami, powodując pierwszą, małą eksplozję we wnętrzu Ślizgona.
- Tak, wolałbym uniknąć niepotrzebnych eksplozji - odparł cicho, odrywając spojrzenie od oczu Gryfona. Dokładnie obejrzał przyniesione składniki, zerkając na przepis w książce. Już na pierwszym roku zauważył, że Gryfoni nigdy tego nie robią, wrzucając do kociołków co popadnie. - Mógłbyś przynieść inne korzenie stokrotek? - Zapytał, krótko zerkając na Finnigana, który przyglądał mu się z zainteresowaniem. - Te są zbyt przesuszone - wyjaśnił na co Seamus przytaknął i ruszył do gabloty.
- Te mogą być? - Zapytał po chwili, podsuwając Ślizgonowi korzonki. Blaise przytaknął, znów zerkając na Finnigana. Nie mógł oprzeć się przyglądaniu delikatnym piegom, które zdobiły jego nos i policzki.
- Posiekaj je drobno - polecił, sięgając po figi. Sprawnie pokroił je w plastry, wrzucił do kociołka i zamieszał powoli. Seamus przez chwilę kontemplował drobne korzonki, kładąc je na desce i sięgając po nożyk. Współpracując z Hermioną przekonał się, że jego siekanie zawsze jest zbyt drobne lub wręcz przeciwnie. Niestety, jak twierdziła Granger, nie posiadał odpowiedniego wyczucia.
- Jak drobno? - Zapytał, kiedy zauważył, że Zabini spogląda na niego wyczekująco. - Harry! - Zaśmiał się, odwracając do tyłu, kiedy na stanowisku za nimi coś niepokojąco zabulgotało.
- To Ron, przysięgam - odparł Potter, unosząc ręce do góry i obrywając w głowę od Weasley'a. Blaise powstrzymał uśmiech cisnący mu się na usta i sięgnął po korzenie.
- Tak drobno - odpowiedział, zwracając uwagę Seamusa i szybko posiekał składnik. Oczy Finnigana poszerzyły się w zdziwieniu. - Wrzuć chociaż - powiedział, przesuwając deskę w jego stronę. Już wiedział, że do końca semestru Gryfon będzie bardziej jego asystentem niż współtwórcą eliksirów.
- Proszę nie wybuchnij - szepnął Seamus, rozśmieszając Ślizgona i powoli wrzucając korzenie do bulgoczącej wody. Odczekał chwilę jednak kiedy nic się nie stało sięgnął po łyżkę i spojrzał pytająco na Blaise'a.
- Dziesięć razy w prawo - podpowiedział. Zabini nie mógł nie uśmiechnąć się kiedy przy każdym obrocie Seamus szeptał "nie wybuchaj". - Wystarczy - zatrzymał Gryfona, kiedy eliksir zrobił się pomarańczowy. Finnigan niczym oparzony odsunął się od kociołka, wyrywając cichy śmiech z ust Blaise'a.
- Ty się śmiejesz, kiedy moje życie jest zagrożone - wytknął mu Seamus i podał fiolkę z sokiem z pijawek.
- Wiesz kiedy taki eliksir może eksplodować? - Zapytał zaciekawiony Blaise, odmierzając odpowiednią ilość soku i mieszając eliksir, który teraz stał się zielonkawy.
- Nie, chociaż bardzo bym chciał. - Seamus z zamyśleniem pokiwał głową. O dziwo obecność Ślizgona zupełnie go nie drażniła. Blaise był raczej neutralny z tego co zauważył przez te kilka lat w szkole. Nigdy szczególnie się nie wyrywał, nie popisywał ani nie gnębił Gryfonów. Był zdolny i złośliwy jak każdy Ślizgon jednak na ogół trzymał się z tyłu i interweniował w ostateczności... bądź na znak Malfoy'a. - Zasadniczo wybuchają w najbardziej niespodziewanym momencie. Chociaż ostatnio zauważyłem, że wywar żywej śmierci zawsze wybucha kiedy dodaję korzeń waleriany a eliksir euforii nie wybucha w ogóle chyba, że dodam mięty - podzielił się swoimi spostrzeżeniami, zaglądając do kociołka, którego zawartość była teraz gęsta i mocno zielona.
- Interesujące - odparł Blaise, zerkając na Seamusa. - Mógłbyś wziąć skoczyć? - Zapytał, wskazując ruchem głowy na biurko, na którym przed chwilą profesor Slughorn położył pojemniki z żywymi dżdżownicami i śledzionami szczurów. Finnigan przytaknął i wesoło podreptał w stronę biurka. Blaise obserwował jak szatyn z obrzydzoną miną sięga po największą śledzionę a potem po jedną z najdłuższych dżdżownic, która wiła się energicznie między jego palcami.
- Proszę. - Już z daleka wyciągnął do niego ręce, odwracając głowę w bok. Zabini czym prędzej wrzucił oba składniki do eliksiru i zamieszał uważnie. Jego kolor zmienił się na lekko niebieskawy. - Już? - Zapytał Seamus ciekawsko na co Blaise zaprzeczył ruchem głowy.
- Musi gotować się jeszcze chwilę aż zrobi się ciemniejszy - wyjaśnił Ślizgon i oparł się biodrem o stolik. Chwilę później Hermiona, z dumnym uśmiechem, oznajmiła, że już skończyła. Blaise kątem oka zarejestrował niezadowoloną minę Draco. Przypuszczał, że przyjaciel jeszcze będzie, żałował iż zgodził się na współpracę z Pansy.
- Myślałem, że będzie gorzej - oznajmił Seamus, przypatrując się spokojnej twarzy Blaise'a. Zabini uśmiechnął się delikatnie, zwracając ciemne oczy na twarz Gryfona.
- Ja też - przyznał po chwili. Ich spojrzenia spotkały się ze sobą, powodując że między nimi przeskoczyła dziwna iskra, wywołując we wnętrzu Blaise'a kolejną eksplozję. Oderwali od siebie oczy dopiero wtedy, kiedy Malfoy wyjątkowo głośno krzyknął, że już skończył. Zabini'emu nie umknął delikatny uśmiech Pottera, który spoglądał wtedy na Dracona.
- To już? - Zapytał Seamus, pochylając się nad kociołkiem i sięgając do łyżki. Blaise przytaknął cicho i już chciał wołać profesora Slughorna, kiedy po klasie rozniósł się, wszystkim dobrze znany, przytłumiony huk. - Nie! - Krzyknął Seamus, którego twarz była lekko granatowa. Profesor Slughorn podszedł do ich stanowiska po czym ostrożnie zajrzał do kociołka.
- Wszystko w porządku? - Blaise położył dłoń na ramieniu Gryfona i spojrzał na niego prawdopodobnie nieco zbyt troskliwym spojrzeniem.
- Nic się nie stało - zawyrokował Slughorn, przyglądając się eliksirowi. - Miejmy tylko nadzieję, że Pan Finnigan się nie skurczy - zaśmiał się i przelał ich eliksir do fiolki.
- Uf, jak dobrze - westchnął Seamus. - Wszystko w porządku, już przywykłem - odpowiedział, uśmiechając się szeroko. - Jaki kolor ma moja twarz?
- Tylko niebieski. - Blaise zaśmiał się cicho, wciąż dotykając ramienia Seamusa.
- Dobrze, nie zniósłbym gdyby po raz kolejny była różowa - odparł, rozśmieszając nie tylko Blaise'a ale i większość klasy.

* * *

Harry nie pewnie przestąpił próg domku z łódkami, rozglądając się po nieco zakurzonym wnętrzu. Przed oczami natychmiast pojawiły się wspomnienia z tamtej nocy w trakcie wojny. Wciąż widział konające ciało Snape'a pod szybą, słyszał bezduszny głos Voldemorta i nieprzyjemny syk Nagini. Żałował, że dopiero po śmierci Snape'a poznał całą prawdę. Choć z drugiej strony dobrze rozumiał dlaczego on i Dumbledore tak skrzętnie ukrywali niektóre informacje. Wbijając spojrzenie w zakurzoną, drewnianą podłogę usiadł na wielkiej skrzyni. Szum wody, który powinien być relaksujący wydał mu się dziwnie niepokojący. Nie wiedział dlaczego tu przyszedł. Chciał znaleźć sobie jakieś spokojne miejsce, w którym na chwilę mógłby odpocząć jednak nogi, jak zwykle, zaprowadziły go tam gdzie myślał najwięcej. Westchnął cicho, chowając twarz w dłoniach. Chciał aby zamknięto go w próżni albo zamrożono na kilka lat. Chciał odpocząć od myślenia, życia, problemów. Uniósł gwałtownie głowę, kiedy usłyszał ciche skrzypnięcie desek. W wejściu, z dosyć nie pewną miną, stał Ron. Wyglądał jakby zastanawiał się czy na pewno chce tu wchodzić.
- Co tutaj robisz? - Zapytał, przerywając przedłużającą się ciszę. Harry przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela beznamiętnym spojrzeniem po czym wzruszył ramionami.
- Nie wiem, chciałem się przejść i nagle... znalazłem się tutaj - wyjaśnił cichym, zmęczonym głosem. - A ty? - Zapytał, dobrze znając odpowiedź.
- Hermiona widziała jak wychodzisz a przez to, że nic nie powiedziałeś to kazała mi iść za tobą. Wiem, że tego nie lubisz, stary, ale co ja mogę? - Westchnął Ron i wszedł do środka. Przez chwilę rozglądał się po zaniedbanym wnętrzu po czym usiadł obok przyjaciela.
- Nie szkodzi - mruknął Harry. Przywykł do tego już tak bardzo, że prawdopodobnie zaniepokoiłby się gdyby za chwilę nie przyszło tu któreś z nich.
- Wszystko ok? - Zapytał Ron, delikatnie szturchając Harry'ego w ramię. Brunet uśmiechnął się smutno i przytaknął ruchem głowy. - Miona mówiła, że nie wolno ci ufać w tej sprawie - zaśmiał się, poruszając zabawnie brwiami.
- Świetnie jest mieć tą świadomość, że przyjaciele bezgranicznie ci ufają - Harry również zażartował, czując się pewniej w towarzystwie rudzielca. - Wiesz, że w tym roku zdajemy owutemy? - Zapytał nagle tknięty tą dziwną myślą. Ron spojrzał na niego zdziwiony, mrugając w zaskoczeniu.
- Faktycznie - odparł po chwili i podparł głowę na ręce. - Zapomniałem zupełnie - mruknął nieco zmartwionym głosem. - Miona mówiła coś o nauce ale myślałem, że to jedna z tych standardowych pogadanek. - Pokiwał głową jakby sam do siebie a Harry bezwiednie powtórzył ten gest. - Ty wiesz w ogóle z czego chcesz zdawać? - Zapytał, podrywając głowę.
- Nie mam pojęcia. Na pewno z obrony przed czarną magią, transmutacji i... może z zaklęć - odparł naprędce. - W zasadzie owutemy nie są mi potrzebne - mruknął zamyślony. Ron spojrzał na niego podejrzliwie po czym przytaknął. Harry zdał już potrzebne SUMy do zostania aurorem, więc nie musiał podchodzić do tego egzaminu.
- To... będziesz zdawał? - Zapytał Ron. W jego głowie nagle wykiełkowała myśl, że nie ma pojęcia co chce robić po szkole.
- Chyba nie. Jeszcze pomyślę. - Harry wzruszył ramionami, nieco nie przytomnym wzrokiem wodząc za kłębami pary wydobywającymi się z jego ust. - A ty?
- Nie wiem. Zapytam Freda i Georga czy mógłbym im pomóc w sklepie a potem... potem pomyślę - odparł po dłużej chwili milczenia. To było chyba najlepsze rozwiązanie. - Ale... chyba pójdę się pouczyć - powiedział w końcu, zsuwając się ze skrzyni. - Ty?
- Ja chyba też. - Harry uśmiechnął się delikatnie i razem skierowali się w stronę zamku, co rusz przepychając się i obrzucając śniegiem, zupełnie nie zwracając uwagi na obserwujących ich dyskretnie Ślizgonów.

* * *

- Jak dzieci - westchnął Draco, wbijając rozbawione spojrzenie w plecy Pottera. Blaise przez chwilę wpatrywał się uważnie w jaśniejącą twarz przyjaciela po czym westchną cicho. Doskonale znał to spojrzenie i równie dobrze wiedział co ono oznacza. Ciekaw był tylko czy Dracon zdaje sobie z tego sprawę. - Co to było? - Zapytał nagle blondyn, zwracając spojrzenie w stronę Zabini'ego i przyspieszając nieco kroku. Brunet uniósł brew w niemym pytaniu. - Na eliksirach z... Finniganem - uściślił. - Wydawało mi się, że doskonale się bawiłeś. Pomijając te momenty, w których wyglądałeś jakbyś chciał zwymiotować. - Dodał, uśmiechając się złośliwie.
- Hm, nic takiego. Zwykła... współpraca - odparł Blaise, wzruszając ramionami. - Seamus jest w porządku - dodał pod naciskiem ciekawskiego spojrzenia.
- "Seamus jest w porządku", tak? - Zapytał Draco, uświadamiając przyjacielowi co takiego powiedział. Blaise z zażenowaniem zatrzymał się gwałtownie po czym ponowił marsz, ze zmieszaniem wpatrując się w przyjaciela. Obserwował jak w stalowo-szarych oczach rośnie złośliwa satysfakcja kiedy jego szyję i twarz pochłaniał gorąc, będący odwiecznym towarzyszem rumieńca. Już dawno tak bardzo nie cieszył się, że jest ciemnoskóry. - I co? Lubisz Gryfiaków? - Zapytał blondyn niby od niechcenia, spoglądając na swoje zaśnieżone buty.
- Tylko Finnigana - mruknął, odchrząkując. - A ty? Lubisz? - Zapytał, przybierając równie złośliwy ton. Uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy na twarzy Draco pojawiło się zdziwienie. - "Najwyraźniej Harry ma mnie za przyjaciela", co? - Draco omal nie zakrztusił się własną śliną, przypominając sobie te słowa. Kiedy poczuł, że się rumieni, odwrócił twarz w stronę zamku.
- Tylko Pottera – odwarknął po chwili Malfoy, wyrywając z ust przyjaciela krótki śmiech.
- To się nie czepiaj. - Blaise zarzucił rękę na ramiona blondyna. - Każdy z nas ma swojego ulubionego Gryfona - mruknął po chwili ciszy na co Draco spojrzał na niego nagle, ciskając z oczu gromy. – Nie rób dramy, Draco. Nic na to nie poradzisz. Ja też. A jak już obaj jesteśmy w takiej sytuacji to nie dogryzajmy sobie nawzajem, bo nic pożytecznego z tego nie wyniknie – wyjaśnił, lekko tarmosząc delikatne włosy blondyna.
- Jedna lekcja z Finniganem a już gadasz jak przeklęty Gryfon – burknął Draco, zatrzymując się na brzegu jeziora. Nieoczekiwanie przed jego oczami pojawiła się zarumieniona twarz Harry'ego oświetlona srebrnym światłem księżyca. Westchnął z irytacją, przeganiając obraz w odmęty nieświadomości.
- Oboje tak skończymy – mruknął Blaise, mrużąc oczy od nieprzyjemnego mroźnego wiatru.
- Niewątpliwie – odparł w zamyśleniu Malfoy. - Chodź do środka – bąknął po chwili, nie mogąc dłużej ignorować zimna wdzierającego się pod jego płaszcz. Przyjaciel przytaknął cicho po czym ruszyli w drogę powrotną, oboje w nieco bardziej nostalgiczncyh nastrojach.

* * *

- Zauważyłeś, że Seamus zachowuje się ostatnio trochę dziwnie? - Hermiona przeniosła bystre spojrzenie z zapatrzonego gdzieś Finnigana na, jak zwykle zapychającego sobie jedzeniem usta, Rona. Weasley ze zdziwieniem popatrzył na dziewczynę, przez dłuższą chwilę przeżuwając ogromny kęs, po czym spojrzał na przyjaciela. Seamus wydawał się być mocno nieobecny, kiedy zamglonymi oczami wpatrywał się w przeciwległą ścianę, uśmiechając się przy tym z rozmarzeniem. Ron przez moment kontemplował twarz Irlandczyka aby po chwili stwierdzić, że wcale nie wpatruje się on w bliżej nieokreślony punkt tylko w któregoś ze Ślizgonów! Rudowłosy przez chwilę błądził oczami pomiędzy mieszkańcami domu Slytherina aby stwierdzić, którym to obślizgłym wężem interesuje się Finnigan. Z jego obserwacji wynikało, że był to któryś z chłopaków z młodszego rocznika siedzący w pobliżu Zabini'ego.
- Chyba znalazł sobie nowego księcia – ocenił w końcu, na powrót spoglądając na Hermionę. Na twarzy dziewczyny pojawiło się szczere zdziwienie. Nie pewnie zerknęła na Seamusa, powiodła za jego spojrzeniem i wróciła do spokojnej twarzy Rona.
- Co to miało znaczyć? - Zapytała ostrożnie, nie chcąc zbyt dosłownie rozumieć wypowiedzi chłopaka. Ron zmarszczył brwi, odkładając widelec. Niesamowitym było to, że miał wyraźny zamiar oderwać się od jedzenia.
- Seamus jest gejem – wyjaśnił prostolinijnie i uśmiechnął się, widząc jeszcze większe zdziwienie na twarzy Hermiony. - Poważnie? Nie wiedziałaś? - Zapytał dla pewności. Granger skinęła głową, wbijając spojrzenie w Finnigana. - Jest strasznie kochliwy, wszyscy to wiedzą. Wiecznie z kimś flirtuje. Na czwartym roku podkochiwał się w Harrym ale kiedy w Proroku zaczęli wypisywać bzdury na jego temat przeszło mu... jak widać. Nie mogę uwierzyć, że nie wiedziałaś – skończył, znów zabierając się za jedzenie.
- A skąd miałam wiedzieć? Nie mieszkam z nim w jednym dormitorium – mruknęła nieco zirytowana. - I od kiedy ty jesteś taki tolerancyjny? - Zapytała nagle.
- Nie zauważyłaś, że nigdy nie zadawał się z żadną dziewczyną w... taki sposób? - Odparł Ron wszystkowiedzącym tonem. - I zawsze taki byłem. Nie przeszkadza mi, że jest gejem dopóki trzyma się z dala od moich tyłów. Po za tym Fred też jest gejem i nikt tego nie przeżywa – dodał kpiarsko.
- Fred jest gejem? - Zapytała już zupełnie zszokowana Hermiona. Ron skinął głową, zapychając sobie usta porcją tłuczonych ziemniaków. - Ten Fred? - Zapytała jeszcze raz. Brakowało jeszcze tylko trochę aby Hermiona Granger ze zdziwienia rozdziawiła usta.
- Hah, hen Fłet Hałs Łisli* – odparł zirytowany Ron z pełną buzią. Nie zdziwiłby się gdyby za chwilę Hermiona zapytała jak wymawia się zaklęcie ogłuszające. Nie rozumiał co się z nią dzisiaj dzieje.
- Nie miałam pojęcia – oznajmiła, kiedy już wpoiła sobie tą informację. Teraz nic by jej już nie zdziwiło, nawet gdyby wyrzucili ją ze szkoły. - I nie przeszkadza ci, że Seamus gustuje w Ślizgonach? - Musiała poruszyć kolejny zadziwiający temat.
- Nie, to nie moja sprawa przecież, że pakuje się w gniazdo węża. Jak się sparzy to zrozumie. Przecież wie jacy oni są – odparł Ron po czym wzdychając odsunął talerz. Dzisiejsze pytania Hermiony po prostu odbierały mu apetyt. - Poza tym może nie każdy Ślizgon taki jest – dodał cicho, wzruszając ramionami. Hermiona przez dłuższą chwilę milczała, starając się zrozumieć słowa Rona. Powoli zaczynała domyślać się jak czują się przy niej jej przyjaciele. Oczywiście, nie miała nic przeciwko temu, że jej chłopak stał się tolerancyjnym i nieszufladkującym ludzi człowiekiem, jednak nie miała pojęcia kiedy do tego doszło i dlaczego, prawdopodobnie, nie brała w tym żadnego udziału.
- Chyba masz dzisiaj zaskakująco dobry humor – stwierdziła w końcu, widząc jak Ron uśmiecha się szeroko do przechodzącego obok Deana.
- Mhm, Harry rozbawił wszystkich z samego rana – odparł ze śmiechem, przypominając sobie poranek. - Wygadywał jakieś bzdury, nakrzyczał na pierwszoroczniaka i pobiegł gdzieś na wpół ubrany – wyjaśnił pod wpływem pytającego spojrzenia, Hermiony.
- Na Merlina, gdzie on teraz jest? - Zapytała nieoczekiwanie, rozglądając się po sali. Jak mogła dopiero teraz zauważyć jego nieobecność?
- Nie wiem – bąknął Ron, rzucając Hermionie nieodgadnione spojrzenie. - I ty też nie musisz wiedzieć. Jesteśmy dorośli, Miona. Voldemorta nie ma i nie musisz się bez przerwy o niego martwić – dodał stanowczo.
- Dlaczego tak mówisz? Przecież jesteśmy przyjaciółmi...
- Tak, jesteśmy przyjaciółmi – przerwał dziewczynie rozeźlony. - Ale zrozum, że przyjaciele mają siebie wspierać, pomagać sobie kiedy jest taka potrzeba, może nawet być dla siebie jak rodzina ale nie mają pełnić funkcji niańki. Jesteśmy, Miona, dorosłymi ludźmi i każdy z nas ma swoje prywatne życie. Harry może chodzić gdzie chce, z kim chce i kiedy chce i, o dziwo, wcale nie musi ci o tym mówić. Ja rozumiem, że możesz się martwić, bo może być samotny ale, Hermiona, on doskonale wie, że nas ma i że zawsze może do nas przyjść, wygadać się czy poprosić o pomoc, tak? Doskonale rozumiałem twoje przewrażliwienie, kiedy Voldemort był, bo nie wiadomo kiedy i gdzie mógł się pojawić i nam Harry'ego ukatrupić ale teraz go już nie ma i wszyscy, absolutnie wszyscy, jesteśmy bezpieczni, włącznie z Harrym! Uważam, że nadszedł taki czas, kiedy powinnaś bardziej zająć się sobą, mną czy... nami a nie Harrym. Jasne, jest dla nas ważny, kochamy go i... naprawdę jest fantastyczny ale nie powinien być dla nas jak oczko w głowie, rozumiesz? Ja też się czasami o niego martwię, bo zawsze wpada w jakieś dziwaczne kłopoty, a przy okazji nas w nie wciąga, ale jeśli coś będzie się działo to wieżę, że nam o tym powie. - Zakończył, uderzając pięścią w stół. W Wielkiej Sali zapadła podejrzana cisza a większość oczu utkwiona była w Ronie. Hermiona już otwierała usta aby coś powiedzieć ale Ron zmarszczył wrogo brwi. - A co jeśli nam o tym nie powie? - Przewidział pytanie dziewczyny. - Jeśli nam nie powie to znaczy, że prawdopodobnie nie zagraża to jego życiu albo po prostu nie chce żebyśmy o tym wiedzieli, wiesz?! - Warknął naprawdę wściekły. Nie chciał robić Hermionie takiego wykładu, a już na pewno nie takim tonem i w takim miejscu. Jednak emocje wzięły górę i dopiero w połowie swojej tyrady odczuł to jak bardzo denerwuje go zachowanie Hermiony. Jej nadopiekuńczość, dociekliwość i ciekawość. - A poza tym podejrzewam, że Harry'ego też może nieco to denerwować tylko... taktownie ci o tym nie mówi. Poradził sobie z Voldemortem, więc przypuszczam, że z podcieraniem sobie tyłka też świetnie sobie da radę. - Nabrał głęboko powietrza, czując jak cała złość z niego ucieka. Hermiona zerkała na niego nie pewna czy ma się na Rona śmiertelnie obrazić czy podziękować za przemówienie do rozsądku? Niestety Ron miał rację. Po raz pierwszy miał cholerną rację i dopiero teraz to zrozumiała. Pomijając fakt, że po prostu była trochę wścibska i nadopiekuńcza to przede wszystkim zaniedbała Rona i ich związek, o którym szczerze trochę zapomniała.
- No proszę, więc to tylko ty, Granger, tak skaczesz przy Potterze czy to wieprzlej się buntuje? - Z drugiego końca sali, rozniósł się irytujący głos Parkinson.
- Oh, zamknij się głupi mopsie! Na twoim miejscu, z taką paszczą, nie wychodziłbym z dormitorium! - Warknął, wciąż poirytowany, Ron, wstając. Zupełnie nieoczekiwanie, większość zebranych wybuchła śmiechem, a co dziwniejsze Ślizgoni dorównywali rozbawieniem Gryfonom. Parkinson gwałtownie poderwała się z miejsca, czerwieniejąc na twarzy, z zamiarem przylania Weasley'owi, jednak Draco złapał ją za rękaw szaty, przyglądając się wszystkiemu ze znudzoną miną. Dziewczyna usiadła potulnie obok Malfoy'a a wszyscy, niczym na zawołanie, wrócili do jedzenia i rozmów.
- Skąd wyciągnąłeś takie wnioski, Ron? - Zapytała Hermiona, kiedy rudowłosy w końcu usiadł.
- Gadałem trochę z Deanem – mruknął posępnie, wracając do, zimnego już, obiadu.

* * *

Poprzedniego wieczora:

Ron nieco niepewnie usiadł na kanapie obok Deana, nie do końca wiedząc czy na pewno chce z nim o tym rozmawiać. Ciemnoskóry posłał mu pytające spojrzenie, jednak uśmiechnął się przy tym uprzejmie.
- Dean, chciałem się ciebie poradzić – powiedział cicho, oddając uśmiech. Na twarzy Thomasa wykwitło szczere zdumienie.
- Śmiało – odparł po chwili. - Jednak nie jestem pewien czy podołam – dodał, zamykając czytaną książkę.
- Bo... chciałem pogadać o tym z Harrym ale wiesz... on nie umie stwierdzić czy Ginny mu się podoba czy nie a ty jednak... wydaje mi się, że jesteś może nie lepszy ale, sam nie wiem, dojrzalszy – wyjaśnił pokrętnie. Dean przytaknął, czekając na dalszy ciąg. - Chciałem zapytać... znaczy, chciałem się poradzić... czy ja mam się oświadczyć Hermionie? - Zapytał w końcu. Dean zmarszczył brwi, nie będąc pewnym czy dobrze usłyszał.
- Wiesz, Ron – zaczął niepewnie, dokładnie dobierając słowa. - Wydaje mi się, że to zależy całkowicie od ciebie. Musisz się zastanowić czy na pewno tego chcesz, czy Hermiona by tego chciała i czy wasz związek jest na to gotowy. Musisz sobie odpowiedzieć na wiele ważnych pytań. Czy chcesz z nią spędzić resztę życia? Czy chcesz założyć rodzinę? Chcesz już czy wolisz poczekać? To dosyć trudne pytanie. Ja na twoim miejscu chyba poczekałbym do zakończenia szkoły. Znalazłbym porządną pracę, może kupił już jakiś dom i dopiero wtedy spróbował. Wydaje mi się, że to jedna z najważniejszych decyzji w naszym życiu, więc warto byłoby się dobrze przygotować na takie zmiany. - Właśnie dlatego Ron przyszedł z tym dylematem do Deana. Przyjaciel zawsze umiał racjonalnie podejść do każdego problemu, obiektywnie ocenić każdą sytuację oraz zsumować plusy i minusy. - Chociaż na twoim miejscu przede wszystkim poczekałbym aż Hermiona zacznie traktować Harry'ego jak dorosłego człowieka, który żyje własnym życiem. - Ron zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc. - Nie zrozum mnie źle. Nie chcę niczego insynuować... może prócz tego, że Hermiona traktuje Harry'ego jakby był jej dzieckiem a nie przyjacielem. Po prostu wydaje mi się, że ona wciąż podchodzi do tego tak jakby na każdym kroku czyhał na niego śmierciożerca. Wydaje mi się, że po prostu jest go trochę za dużo w waszym związku i nie zrzucam tu winy ani na niego, ani na Hermionę. Moim zdaniem Harry'ego powoli zaczyna to denerwować i kiedyś po prostu może wybuchnąć. Za to Hermiona chyba zwyczajnie jest nadopiekuńcza i nie do końca nad tym panuje, jeśli w ogóle zdaje sobie z tego sprawę. Wiem, że Harry jest magnesem na problemy i powinniście czuwać nad nim trochę więcej niż nad każdym innym przyjacielem, jednak chyba powinieneś jej to uświadomić i trochę odsunąć na bok Harry'ego a zająć się związkiem, przyszłością... tym co będzie po szkole. - Dean zerknął na zamyślonego Rona. - Mam nadzieję, że wyraziłem się wystarczająco jasno – mrukną, jeszcze raz analizując swoje słowa.
- Na Merlina, a już myślałem, że to tylko ja odnoszę takie wrażenie. Dzięki, stary – Ron uśmiechnął się i z wdzięcznością poklepał przyjaciela po plecach po czym odszedł z mocnym postanowieniem porozmawiania z Hermioną.

* * *

*Tak, ten Fred Charls Weasley

wtorek, 12 listopada 2013

Polowanie na betę

Witam!

Ogłaszam moje małe polowanie na betę.

Jak wiadomo moje teksty pojawiają się w dosyć długich odstępach czasu, więc mimo, że dosyć nie regularnie to myślę, że nie będzie większego problemu z poprawieniem jakiegoś rozdziału od czasu do czasu... a przy okazji przeczytania go wcześniej ;3.

Wydaje mi się, że nie piszę jakoś strasznie źle ale czasami po prostu nie mam czasu na poprawienie błędów lub nie wychwycę wszystkich, więc beta naprawdę mi się przyda, tym bardziej, że nie lubię publikować tekstów z błędami.

Chciałbym aby beta zajmowała się wszystkimi moimi tekstami tj. fandom Naruto, fandom HP, opowiadania autorskie i inne one-shoty.

Wszystkich chętnych i czujących się na siłach proszę o kontakt:
gg: 37685570 bądź email: piccolocardellino@gmail.com

Czekam na zgłoszenia i pozdrawiam :3.

Do poczytania!