poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Through the Barricades II



Draco zerknął na srebrny, bogato zdobiony zegar wiszący na ścianie, naprzeciwko. Była dopiero trzecia w nocy a on już był wyspany. Szczerze nienawidził swoich problemów ze snem. Zupełnie tak samo jak nienawidził siebie za swoje wewnętrzne rozdarcie. Na Salazara! Po co dzisiaj podchodził do Pottera?! Nie miał pojęcia. Teoretycznie już dawno chciał to zrobić. Chciał podjeść do niego poklepać go po plecach i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że trzyma za niego kciuki ale dlaczego? To tak drażniące uczucie, kiedy nie rozumie się samego siebie, kiedy nie można rozszyfrować bodźców kierujących własnymi postępowaniami. Może po prostu chciał mieć jakiś wkład w zwycięstwa Pottera tak jak Granger i Weasley, którzy pomagali, pocieszali i opiekowali się Złotym Chłopcem? A może po prostu był ciekawy? Chciał poczuć jak to jest przyjaźnić się z Harry Potterem? Dowiedzieć się jaki jest, kiedy jest szczęśliwy, kiedy jest smutny czy zadowolony? Czyżby chciał poznać innego Pottera? Nie tego złego, nienawistnego i rzucającego obelgi na każdego Malfoy’a, który chodzi po ziemi tylko tego… kochającego, dobrego przyjaciela i odważnego Gryfona zdolnego do poświęcenia życia za swoich bliskich?
Draco westchną z głębi piersi. Czuł się zmęczony zadawaniem sobie pytań, na które nie znał odpowiedzi. Wstał z łóżka, sięgnął po swój gruby, wełniany sweter w ciemnym odcieniu zieleni, który dostał od matki. Założył go na siebie a do kieszeni, białych spodni od piżamy włożył różdżkę. Stanowczo musi pomyśleć na świeżym powietrzu. Nie przejmując się Filchem czy szkolnymi przepisami wyszedł na korytarz. Szybko przemierzył lochy, wszedł schodami na górę i rozejrzał się dookoła. Charłaka i jego głupiej kotki ani śladu. Lewy kącik jego ust, w zadowoleniu, uniósł się do góry. Przeszedł do Sali wejściowej a z niej na zewnątrz. Kiedy uderzył w niego lodowaty, przeszywający, listopadowy wiatr, przez chwilę nie umiał nabrać tchu. Wyjął różdżkę i mrużąc oczy rozświetlił sobie drogę. Zatrzymał się dopiero przy jeziorze. Spojrzał w niezmąconą, czarną taflę odbijającą gwieździste niebo. Rozśmieszała go myśl, że do tej pory bał się wielkiej ośmiornicy choć ani razu nie miał okazji jej zobaczyć. Przyjrzał się abstrakcyjnym wzorom pary, kiedy wydychał powietrze. Uśmiechnął się lekko i chuchnął gorącym powietrzem na zimne dłonie. Jego błąd, że nie zabrał rękawiczek. Podreptał w miejscu, pociągając nosem. Spojrzał na granatowe niebo przyprószone niezliczoną ilością srebrzystych punkcików. Niebo nad Hogwartem zawsze było piękne. Nawet kiedy było szare i pokryte burzowymi chmurami. Tak przynajmniej wydawało się Draco. Zupełnie jak Potter. Draco zatrzymał się na tej myśli, zastanawiając się nad jej sensem. Ciężko było zaprzeczyć swoim własnym myślom, tym bardziej, że były prawdziwe. Harry zawsze był piękny, nawet jeśli był zły i naburmuszony. Jego soczyście zielone oczy zawsze błyszczały, wyrażając emocje i pasję buzujące w ich właścicielu. Draco natychmiast otrząsnął się z ckliwych myśli, kiedy gdzieś w cieniu usłyszał ciche szuranie. Zgasił swoją różdżkę i zmrużył oczy. Nikogo jednak nie dostrzegł. Ostrożnie wszedł w cień i usłyszał pociąganie nosa. Ktoś był na dworze! W tym momencie, jak nigdy wcześniej, ucieszyła go myśl, że jest prefektem. Jeśli to nauczyciel może się jakoś wykręcić a jeśli uczeń bez problemu odbierze jego domowi niezłą sumę punktów. W zupełnych ciemnościach szedł powoli przed siebie, z różdżką wyciągniętą do przodu. Szuranie słychać było coraz wyraźniej. Poczuł ostry ból kiedy uderzył w coś głową.
- Uh, na brodę Merlina – usłyszał znajomy głos. – Lumos – kiedy różdżka napastnika rozświetliła ich twarze, oboje szczerze się zdziwili.
- Potter, co ty tu robisz? – syknął Draco, rozcierając bolące czoło. Spodziewał się każdego ale nie Harry’ego. Gryfon rzucił mu zdziwione spojrzenie po czym zamrugał szybko.
- Mogę zadać ci to samo pytanie, Malfoy – odparł Potter, uważnie przyglądając się Ślizgonowi.
- Jestem prefektem – przypomniał Draco, jakby to miało wyjaśnić dlaczego w środku nocy włóczy się po błoniach w piżamie i kapciach.
- To nie ma znaczenia – mruknął Harry po czym ruszył przed siebie, odchodząc w stronę zamku. Draconem szarpnęło dziwne uczucie. Chciał zatrzymać Pottera przy sobie, porozmawiać z nim.
- Potter! – krzyknął cicho Malfoy i pobiegł za odchodzącym Gryfonem. Złapał go za łokieć jednak brunet nie zatrzymał się, nawet na niego nie spojrzał. Wprawdzie chciał to zrobić, chciał jeszcze raz spojrzeć na Draco jednak był zbyt speszony, bo prawda była taka, że jeszcze przed chwilą myślał o swoich uczuciach do blondyna. Wprawdzie nie doszedł do żadnych sensownych wniosków ale wiedział, że działo się z nim coś dziwnego. – Potter, czekaj – Draco szarpnął mocniej rękę Harry’ego, tym samym odwracając go w swoją stronę. Światło księżyca padło na ich zaczerwienione z zimna, skonsternowane twarze. Potter z zafascynowaniem pożerał wzrokiem zziębniętą twarz Draco. Alabastrowa skóra zaróżowiona na policzkach i czubku prostego nosa dodawała blondynowi uroku. Jasne, długie rzęsy, lśniące w świetle księżyca, rzucały na kości policzkowe długie cienie. Stalowoszare tęczówki w srebrzystej poświacie wydawały się niemal przeźroczyste.
Malfoy nie pozostawał dłużny. Z równą fascynacją śledził wzrokiem wyostrzone, przez jasne światło księżyca, męskie rysy twarzy Harry’ego. Zielone oczy wydawały się odbijać srebrzyste pasma światła. Blada poświata wkradała się pomiędzy rozwichrzone kosmyki, czarnych włosów, dodając rozczochranej fryzurze łagodności.
- Czego chcesz? – pierwszy otrząsną się Harry. Może dlatego, że był w cienkiej piżamie a zimny wiatr wkradający mu się za koszulę wcale nie był przyjemny. A może dlatego, że właśnie pomyślał iż Draco Malfoy jest najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek w życiu widział.
Draco jeszcze przez chwilę wpatrywał się w twarz Harry’ego po czym odwrócił się w stronę jeziora, kierując spojrzenie na gwieździste niebo. Po co zatrzymał Pottera? Nie wiedział. Chciał po prostu na niego patrzeć, zadać mu setki pytań, które w obliczu świadomości iż są siedmioletnimi wrogami, nie chciały przejść przez jego gardło. Pociągnął nosem, obejmując się ramionami.
- Nie wiem – odpowiedział w końcu, wciąż wpatrując się w gwiazdy. Harry spojrzał na idealny profil Draco. Wydawało się, że w jego oczach zebrały się łzy. – Dlaczego? – szepnął, nie kontrolując swojego głosu. Chciał zadać Harry’emu to pytanie już od dawna a teraz... zadało się samo.
- Co dlaczego? – Potter także odwrócił się przodem do tafli wody, wbijając spojrzenie w okrągły, srebrzysty księżyc. Mimo tego, że obok niego stał Malfoy poczuł się zupełnie swobodnie.
- Dlaczego odrzuciłeś moją przyjaźń? – zapytał Draco, rzucając Harry’emu szybkie spojrzenie. O dziwo nigdy nie miał mu tego za złe, nie chciał się za to mścić. Po prostu czuł się odrzucony, zraniony, skrzywdzony. Nigdy nie oferował nikomu swojej przyjaźni a kiedy w końcu to zrobił, spotkał się z bezlitosnym odrzuceniem. Harry uśmiechnął się kątem ust.
- Bo byłeś przemądrzałym dupkiem, który bez powodu obrażał mojego przyjaciela i kazał mi wybierać – odparł szczerze Gryfon. Tak, właściwie tylko to było powodem, przez który nie chciał przyjaźni Draco. Zapewne gdyby nie to, to uścisnąłby dłoń Malfoy’a i może nie miałby nic przeciwko trafieniu do domu Slytherina.
- A teraz nie jestem? – zapytał blondyn, zwracając uwagę na czas przeszły jakiego użył Harry. Brunet uśmiechnął się lekko a Draco bezwiednie powtórzył ten gest.
- Jesteś, ale wydaje się, że trochę mniej – odpowiedział Potter. Zapewne oboje powinni pomyśleć, że ta rozmowa jest dziwna jednak żadnemu z nich nie przyszło to do głowy. Czuli się swobodnie i na miejscu. Jak po przekroczeniu barykady, która oddzielała ich od reszty, pogrążonego w chaosie, świata. Jakby ten moment był zaplanowany już od samego początku ich znajomości, jakby przygotowywali się do tej rozmowy przez całe te siedem lat. Zupełnie jakby po wojnie już tylko to zostało do wyjaśnienia, uregulowania, ujarzmienia, bo dla nich obojga, mimo pokoju w czarodziejskim świecie, wciąż coś było nie tak. Mimo tego, że zrobili już wszystko co mieli zrobić, wciąż czuli się niespokojni i wciąż czegoś brakowało. Jednego elementu.
- Wypadłem z formy – mruknął Draco na co oboje zaśmiali się krótko, patrząc sobie w oczy. Harry pociągnął nosem i potupał nogą, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Jak sobie radzisz po… tym wszystkim? – zapytał Malfoy. Wiedział, że Potter go zrozumie. Oboje nie lubili słowa „wojna”. Chyba ze względu na to, że wśród wszystkich uczniów mieli z nią najwięcej wspólnego.
- Sam nie wiem – mruknął Harry, zupełnie nie zdziwiony tym pytaniem. Czuł, że Draco zada to pytanie i wcale nie dlatego, że zadawał je każdy. Draco nie jest każdym. Raczej ze względu na to, że oboje stracili naprawdę wiele i mimo, że Harry nie lubił tego słowa, musiał przyznać, że byli głównymi ofiarami. – Wydaje mi się, że nie jest źle, choć cały czas nie umiem pogodzić się z tym, że przeze mnie zginęło tyle osób. Hermiona i Ron wciąż powtarzają, że to nie moja wina ale to nie w ich obronie zginęły osoby, które uważali, mniej lub bardziej, za rodzinę – odpowiedział a Draco, przytaknął ruchem głowy. Harry uśmiechnął się łagodnie. To mu się podobało. Malfoy nie próbował go pocieszyć, nie wmawiał, że to nie jego wina. Po prostu go wysłuchał i zupełnie nic nie mówiąc, przekazał Harry’emu, że wie o czym mówi. Chyba właśnie tego potrzebował. – A co z tobą? Jak z twoją matką? – zapytał niepewnie.
- W porządku – Draco uśmiechnął się delikatnie, pociągając nosem. – Kiedy ojca zamknęli w Azkabanie, wpadła w depresję i nawet sięgnęła po brandy ale jakoś się z tego wygrzebała. Pomogła jej ciotka Andromeda i już wszystko z nią w porządku. Chociaż wciąż boi się, że Ministerstwo Magii o coś ją oskarży – w jego smutnych, szarych oczach pojawił się cień rozbawienia. – I chyba powinienem ci podziękować za to, że… że się za mną wstawiłeś – Draco posłał Harry’emu spojrzenie pełne wdzięczności. – Gdyby nie ty pewnie nawet ja trafiłbym do Azkabanu – uśmiechnął się, rozbawiony wizją siebie razem ze swoim ojcem w jednej celi.
- Nie masz za co dziękować, tak postąpiłby każdy bohater – odparł Harry na co oboje się zaśmiali. – Przykro mi, że twojego ojca nie udało mi…
- Nie – Draco przerwał mu i stanął przodem do niego. Harry zrobił to samo. – Zasłużył sobie na to. Zmusił matkę żeby robiła to co robiła i gdyby nie on pewnie nie zostałbym śmierciożercą – wyjaśnił. – Należało mu się. Nienawidzę go. – dodał a Harry przytaknął ruchem głowy. Znowu z fascynacją śledzili grę księżycowego światła na swoich twarzach. Patrzyli w swoje, błyszczące nieznanymi im emocjami, oczy. Draco niespodziewanie wyciągnął przed siebie otwartą dłoń. - Zacznijmy od nowa – powiedział, samemu się tego nie spodziewając. – Draco Malfoy – przedstawił się, wciąż patrząc prosto w zielone oczy Harry’ego. Gryfon bez wahania uścisnął dłoń Malfoy’a.
- Harry Potter – uśmiechnął się szeroko. Czy w tym momencie powinno mu ulżyć? Chyba nie skoro się to nie stało.
- Zimno mi – przyznał Draco, trąc swoje ramiona. – Mogłeś się lepiej ubrać, Potter - skarcił go, zwracając uwagę na cienką piżamę bruneta.
- Nie pomyślałem o tym – odparł Harry. – Idziemy do środka? – zapytał wskazując na zamek.
- Na Salazara, tylko tego teraz pragnę – powiedział Malfoy po czym ruszył w stronę szkoły. Potter poszedł za nim, po drodze potykając się o swoje sznurówki. – Jak zwykle bezmyślny i niezgrabny – skomentował Draco na Harry roześmiał się cicho.

Tej nocy oboje zasnęli z uśmiechami na ustach lecz wciąż z uczuciem niepokoju.

* * *

- Proszę o uwagę – przy Czarze Ognia stanęła, jak zwykle, ubrana na czarno profesor McGonagall. – Dzisiaj czara wybierze trzech zawodników Turnieju Trójmagicznego. Natomiast za tydzień odbędzie się pierwsza konkurencja.
Wszyscy uczniowie spięci siedzieli na ławkach, wpatrując się to w niebieski ogień czary to w pomarszczoną twarz dyrektorki Hogwartu. McGonagall przysunęła powoli drżącą rękę do Czary Ognia i już po chwili wypadła z niej pierwsza kartka. Dyrektorka złapała ją i po chwili powiedziała
- Reprezentantem Durmstrangu jest Plamen Dimitrow – na co uczniowie Durmstragu podnieśli głos i zaczęli klaskać a na środek wyszedł wysoki, umięśniony brunet. Uścisną rękę McGonagall, uśmiechnął się do Kruma po czym pokierował się wraz z dyrektorem swojej szkoły do wskazanego miejsca. Zaraz po tym niebieski płomień „wypluł” niebieski pergamin.
- Reprezentantką Beauxbatons jest Maeva Charpentier – oznajmiła McGonagall a uczennice francuskiej szkoły zaczęły bić brawo. Po chwili na środek wyszła szczupła, wysoka blondynka. Z szerokim uśmiechem uścisnęła dłoń dyrektorce Hogwartu po czym razem z Madame Maxime skierowała się tam gdzie wcześniej Dimitrow. Zaraz po tym czara wyrzuciła ostatni, lekko zgnieciony pergamin. Dyrektorka jakby lekko westchnęła i odczytała
- Reprezentantem Hogwartu jest... Harry Potter – po wielkiej sali rozniosły się wesołe krzyki, oklaski i gwizdy. Ron wypchnął z tłumu sparaliżowanego Harry'ego, który starając się uśmiechać wyszedł na środek. Gryfoni zaczęli głośno skandować jego imię kiedy ten uścisnął słabo dłoń dyrektorki i z sztucznym uśmiechem na bladej twarzy skierował się do jednego z gabinetów.
Dyrektorka wchodząc ostatnia, zamknęła drzwi. Wyszła na środek gabinetu i posyłając Harry'emu zmartwione spojrzenie westchnęła raz jeszcze.
- Jak wiecie pierwszym zadaniem będzie pojedynek ze smokiem, który skończy się wygraną jeśli odbierzecie mu złote jajo – wyjaśniła mocnym głosem. – Za tydzień odbędzie się losowanie a potem pojedynki. Teraz możecie się rozejść – powiedziała a Harry szybko odwrócił się na pięcie i sztywny krokiem podszedł do drzwi. – Ale ty Potter zostań – oznajmiła na co Harry tylko westchnął ciężko. Zwiesił ręce wzdłuż boków i podszedł z powrotem do dyrektorki.
- Tak, profesor McGonagall? - zapytał trupio blady na twarzy.
- Uległeś rówieśnikom, prawda? - zapytała a on tylko kiwną potakująco głową, czując, że jeśli otworzy usta to zwymiotuje a wolał uniknąć zarzygania dyrektorce dywanu, a tym bardziej butów. – Jeśli będziesz chciał się wycofać powiedz – oznajmiła, próbując spojrzeć w jego twarz, jednak Harry wpatrywał się w dywan, bijąc się ze swoimi myślami. – Zrozumiem i twoi koledzy też na pewno zrozumieją. Ostatni Turniej Trójmagiczny był dla ciebie brutalnym doświadczeniem. Domyślam się, że po wojnie widziałeś już dużo więcej okrutnych rzeczy ale wolałabym oszczędzić ci przykrych wspomnień – powiedziała łagodnym, rozumiejącym tonem.
- Nie, pani profesor – odpowiedział, przełykając głośno ślinę. – Cedrik zginął przeze mnie. Codziennie zmagam się z przykrymi wspomnieniami więc to... to nic – w tej chwili nienawidził siebie za swoją naturę prawdziwego Gryfona i swojego podejścia do sprawy, że jeśli wszyscy pokładają w nim nadzieje to zrobi co w jego mocy aby sprostać zadaniu. Choć to co powiedział było najszczerszą prawdą.
- Harry – McGonagall pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu. Nie wiedziała jak może pomóc temu chłopakowi. Wojna się skończyła i wszyscy myśleli, że wszystko wróciło do porządku dziennego jednak ona widziała, że z Potterem wcale nie jest lepiej. A nawet jest gorzej. Doświadczył tej wojny jak nikt inny. W tym czasie w jego obronie zginęło wielu ludzi, wielu ważnych dla niego ludzi. Albus, Remus, Syriusz, Nimfadora, Fred, Severus. I on obarczał się o ich śmierć. W dodatku w międzyczasie zginął Cedrik Diggory. Śmierć tylu ludzi przytłacza Pottera z każdym dniem. Minerwa dopiero teraz dostrzegła, tak naprawdę, jak wielkie brzemię nosił na sobie ten chłopak odkąd dowiedział się kim jest. Nie miał rodziców a jego wujowie, odkąd pamiętał, traktowali go jak śmiecia. Kiedy w końcu uwolnił się od nich, zaczynając naukę w Hogwarcie dowiedział się, że wszyscy liczą na to, że chłopiec, który nie miał pojęcia o magii uratuje ich świat od najpotężniejszego czarnoksiężnika. Kiedy w końcu spotkał Syriusza, jedyną jego rodzinę ten dwa lata później zginął. Pottera co noc męczyły te okrutne wizje przesyłane do jego głowy przez Voldemorta. Jak ciężko musiało mu być i jest nadal? Minerwa nie mogła uwierzyć, że dopiero teraz to zauważyła.
- Ja... zaraz.... będę rzygał – wysapał Harry i łapiąc powietrze haustami wypadł z gabinetu prosto na korytarz, pędząc do pobliskiej łazienki. Po drodze przewrócił kilku pierwszoroczniaków, uderzył łokciem jakąś Puchonkę i wydawało mu się, że potknął się o nogę Malfoy'a siedzącego na jednym z parapetów. Wpadł, w tempie ekspresowym, do łazienki. Dopadł pierwszą muszlę klozetową... i co tu dużo mówić, wyrzucił z siebie wszystko.

* * *

Harry siedział w wielkiej sali, czekając na Rona i Hermionę. Za nic nie umiał niczego przełknąć. Dzisiaj wypadało pierwsze zadanie Turnieju Trójmagicznego. Wiedział, że poradzi sobie ze smokiem jednak siedział przy stole szary niczym Hogwardzkie mury z trzęsącymi się dłońmi, próbując najpierw nie rozlać a później przełknąć herbatę.
- Harry, co z tobą? - zapytała Hermiona, siadając obok przyjaciela. – Tylko mi nie mów, że aż tak się denerwujesz. Jesteś blady jak ściana.
- Nie denerwuję się – mrukną, odstawiając filiżankę aby zamaskować trzęsące się ręce. – Jest dobrze – powiedział, próbując przekonać samego siebie.
- Stary, spokojnie. Charlie powiedział, że starał się załatwić same łagodne smoki – powiedział Ron, próbując uspokoić Harry'ego. Tak naprawdę nie rozmawiał z Charliem.
- Przecież mówię, że jestem spokojny – odpowiedział, wlepiając wzrok w kiełbaski Rona. Oddychał szybko, próbując się uspokoić. Kręciło mu się w głowie.
- Właśnie widzę – mruknęła Hermiona, kładąc rękę na plecach Harry'ego. – Dasz radę. Musisz tylko wykraść jajo. A nawet jeśli ci się nie uda to i tak wiesz co będziesz robił dalej – próbowała go pocieszyć, głaszcząc uspokajająco po plecach. – Zjedz coś Harry, bo jeszcze zasłabniesz.
- Nie ważne – powiedział cicho, wstając od stołu i powoli kierując się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
- Powiedzenia Harry! - krzyknął za nim Seamus.
- Dasz sobie radę! - dodał Dean, uśmiechając się szeroko.
- Trzymamy kciuki! – krzyknął Neville, łapiąc go szybko za rękę kiedy przechodził. Wszyscy coś krzyczeli. Harry usłyszał: „nie zawal tego” gdzieś od strony stołu Krukonów. „Walcz jak lew” krzyknął jakiś mały Puchon. Poniektórzy Ślizgoni również wspierali go werbalnie. Najgłośniej jednak krzyczeli Gryfoni. Kiedy Harry dotarł do drzwi stanął przed nim Malfoy.
- Cześć Potter – przywitał się, patrząc nieco zatroskanym wzrokiem na bladą skórę Harry'ego. – Dasz radę – powiedział, pochylając się nad nim tak aby szeptać mu do ucha. – Walczyłeś już raz z panienką i bezmózgim mięśniakiem – powiedział, łapiąc go mocno za ramię tak aby dodać mu otuchy. – Longbottom jest znacznie inteligentniejszy od tego Bułgara – dodał. – Postawiłem na ciebie dziesięć galeonów – uśmiechnął się znów, stając prosto. – Powodzenia – dodał głośno po czym ruszył w stronę Ślizgonów.

* * *

Po niecałych dziesięciu minutach czekania, które dla Harry'ego były całą wiecznością, do namiotu dla zawodników wszedł Minister Magii. Maeva i Plamen od razu stanęli obok niego a Harry z ociąganiem podszedł do użednika, łypiąc na niego podejrzanie.
- Proszę losujemy. Najpierw pani Charpentier – podsunął jej mały brązowy woreczek, z którego delikatnie buchną dym. Blondynka wsunęła rękę do środka a chwilę po tym trzymała na ręce małego ciemnozielonego smoka o złotych rogach.
- Długoróg Rumuński – oznajmił Minister, uśmiechając się i podsuwając woreczek Dimitrowi. Bułgar wsunął rękę do worka. Syknął cicho kiedy smok go ugryzł po czym wyjął miniaturkę czarnego smoka o fioletowych, błyszczących oczach i ogonie zakończonym szpikulcem w kształcie grotu.
- Czarny Hebrydzki – powiedział tylko po czym podsunął worek Potterowi. Harry przełknął głośno ślinę. Wsunął rękę do brązowego worka i wyją z niego biało-beżowego smoka o wydatnych kolcach umiejscowionych wzdłuż grzbietu. Wyglądem przypominał Rogogona Węgierskiego.
- Uuu... Norweski Kolczasty – oznajmił Minister a Harry'emu przypomniał się smok Hagrida, którego wygrał w Dziurawym Kotle ale potem musiał go oddać Charliemu, bo Malfoy'owi zachciało się skarżyć.
- Norbert – mruknął cicho Harry, uśmiechając się pod nosem do miniaturki smoka. – Norberta – poprawił się, przypominając sobie, że smok Hagrida okazał się samicą.
- Panie Potter może pan już iść – powiedziała profesor McGonagall, kładąc rękę na jego plecach i wskazując wyjście.
- Dobra – powiedział cicho Harry, ruszając w stronę areny, ściskając w ręce różdżkę.
Kiedy wyszedł, oślepiło go słoneczne światło. Przytknął dłoń do czoła i rozejrzał się po trybunach Ron i Hermiona krzyczeli coś, Neville, Seamus i Dean wymachiwali chorągiewkami w barwach Gryffindoru. Niedaleko nich siedział Malfoy z plakietką "Potter górą" przypiętą do wełnianego, zielonego swetra. Harry zaśmiał się pod nosem, przypominając sobie plakietki "Potter śmierdzi". Skierował wzrok w prawo i zobaczył wielką smoczą łapę.
- Ja tu umrę – mruknął, wychylając się trochę bardziej aby zobaczyć całego smoka, który o dziwo siedział spokojnie, wpatrując się w trybuny. Harry zmierzył stworzenie, wypatrując między jego przednimi łapami złote jajo. Było całkiem blisko. Wcześniej to zaklęcie nie działało ale... - Właściwie czemu nie? - zapytał sam siebie, wpadając na pomysł. Wcześniej to zaklęcie nie zawsze działało ale można spróbować skoro podczas ostatniego turnieju przyleciała miotła. – Accio Jajo – powiedział, wskazując różdżką na złote jajo znajdujące się przed smokiem. Przedmiot od razu pojawił się w jego dłoni. Pewnie nie będzie to najbardziej spektakularne zdobycie jaja ale ma je i sędziowie jakieś punkty muszą mu dać. Wszyscy na trybunach ucichli a po kilku chwilach zaczęli głośno wiwatować. Harry rzucił stworzeniu ostatnie spojrzenie, zauważając że smok wpatruje się w Hagrida.
- Norberta – zaśmiał się Harry, wchodząc z powrotem do namiotu. Sam nie wiedział czy ma szczęście czy to znowu jakieś dziwne zrządzenie losu, które wcześniej czy później kompletnie namiesza w jego życiu.

* * *

- To było genialne! - krzyknął Ron kiedy Dean i Seamus podnieśli go na rękach w pokoju wspólnym Gryffindoru. – Ty tam tak stoisz i gapisz się na nas a ja ci krzyczę, ze masz lecieć do smoka a ty co, stary? Stoisz dalej a za chwilę jajo w twoich rękach! - krzyczał, śmiejąc się. – Jakbyś widział minę McGonagall!
- Zawdzięczam to Hagridowi – powiedział Harry, stojąc już na podłodze. – Pewnie gdyby Norbert mnie zauważył od razu by mnie zaatakował.
- Twierdzisz, że to był smok Hagrida? - zapytała Hermiona. – Właściwie to by wyjaśniało dlaczego nie zareagował kiedy wyszedłeś z namiotu.
- Norberta – powiedział zaskoczony Ron, siadając na kanapie i kręcąc w niedowierzaniu głową. - Chyba przypadkiem Charlie wyświadczył ci przysługę. Harry przytaknął, siadając obok Rona.  Naprawdę miał nadzieję, że to tylko i wyłącznie sprawka Charilego.

7 komentarzy:

  1. Podoba mi się rozmowa między Harry'm i Draco.
    Jeden fragment szczególnie przypadł mi do gustu, aż nie mogłam doczekać się, żeby go komentować. Dlatego od razu go skopiowałam:)
    "Zupełnie jakby po wojnie już tylko to zostało do wyjaśnienia, uregulowania, ujarzmienia, bo dla nich obojga, mimo pokoju w czarodziejskim świecie, wciąż coś było nie tak. Mimo tego, że zrobili już wszystko co mieli zrobić, wciąż czuli się niespokojni i wciąż czegoś brakowało. Jednego elementu." Ten fragment fajnie oddaje uczucia głównych bohaterów i zapowiada znalezienie tego jednego, jakże ważnego elementu. Mam nadzieję, że chłopcy są dobrzy w ciuciubabkę :D
    Już można zaobserwować, że zaczynają uświadamiać sobie swoje uczucia. W końcu kto normalny stał by w piżamie, na dworze, w zimną noc?? A jak twierdzą naukowcy miłość jest psychozą na tle seksualnym :D
    (eh... chciałabym być tak chora ^^).

    Jak już mówiłam zdenerwowanie Harry'ego jest czymś normalnym. Jednak nie wiem dlaczego, jak czytałam fragment o wymiotach Pottera, zaczęłam się zastanawiać, czy jego choroba powstała tylko na tle nerwowym, czy może ktoś z osób trzecich się w to wmieszał i chce otruć chłopaka??

    Malfoy umie zmotywować do działania. W końcu jak Potter przegra ten straci swoją kasę:)

    Dobrze, że gdy pisałaś o smoku Hagrida, nie zapomniałaś, że to z winy Malfoy'a Hagrid stracił Norbertę. Przecież wiemy, że Draco świętym, nie był i uczucie do Pottera nie wymarze Jego grzeszków:)

    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny. Bo tego chyba ci najbardziej potrzeba^^
    Hilda

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej nawet nie wiesz jak mi się podobała rozmowa między Draco, a Harrym. Fajnie przedstawiasz ich uczucia, i to, że jeszcze do końca nie zdają sobie sprawy, że ich do siebie ciągnie. Dobrze rozwiązałaś sprawę z zawarciem przyjaźni między nimi - pochwalam pomysł. Ogólnie podczas czytania tego rozdziału cały czas się uśmiechałam do monitora jak głupek ;p
    Trochę niepokoi mnie fakt, że Harremu ktoś może pomagać w zadaniach z turnieju Trójmagicznego. Jestem ciekawa co Ty tam kombinujesz, aż zżera mnie ta ciekawość! ;D
    A szkołą się nie przejmuj. Nie ma co się martwić na zapas. Wierzę, że sobie poradzisz i wszystko będzie dobrze! Będę trzymała za Ciebie kciuki ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo, dużo, dużo weny! ;) głowa do góry, uśmiech i do przodu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział gigantyczny w porównaniu do 1 i to mi się podoba jest co czytać i git :D
    Jeśli chodzi o treść to tak jak poprzednim komentatorom podoba mi się rozmowa między Harry'm i Draco.
    Powalił mnie też fragment ze smoczym jajem. Reszta zawodników się wysila walczy dzielnie ze smokami wylewając 7-me poty i krew a tu wchodzi Harry rzuca Accio i po sprawie haha.... :)


    Pozdrawiam merllo

    OdpowiedzUsuń
  4. To było super! Rozmowa Harry'ego z Draco strasznie mi się podobała.Mam nadzieję,że już niedługo będzie między nimi coś więcej^^ Scena ze smoczym jajem mnie powaliła.Zajebiste to było;p Powoli przekonujesz mnie do drarry... Naprawdę to było mega,ja chcieć więcej=3 Pozdrawiam i życzę dużo wena i nie myśl o szkole tylko o swoich wielkich fankach a humor od razu Ci się poprawi;3
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham. xD Serio! Bogato... co ja będę mówić. Ten rozdział to brylant! Opis chłopców w świetle księżyca? A ja sobie nie oddycham, o! To dopiero trzeba umieć czarować słowem! Nie potrzebujesz różdżki, aby zdziałać takie cuda!
    Jesteś jak dla mnie Hermioną - inteligentna, utalentowana i super fajna, bo zawsze dbasz o czytelników ;3
    Ha, Malfoy trochę się wzbogaci. xD A mam takie pytanie - bo tutaj masz, że jego ojciec jest w Azkabanie... to on dopiero zginie? No, umrze?

    Smoczek się spisał. ;3

    Zapraszam też do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaa, kocham cię normalnie za tego Freda <3 A skoro już go ożywiłaś to usuń z tekstu to, że umarł. :D Wyłapałam :D
    Noe wiesz my z Frio każdy rozdział twój omawiamy. Trzeba było się zapytać . Haha XD
    Bardzo mi się podobała rozmowa Haryy'ego i Draco nad jeziorem. Była taka.. lekka, fajna :D Ciekawa jestem czy Hagrid się popłakał na widok Norberty. ^.^
    Czyli Ojciec Dracona jest w Azkabanie? Trzeba były mówić tak od razu . :)
    No ciekawe co tam wymyśliłaś z chłopakami w drugim zadaniu turnieju.
    Czekam na kolejny rozdział. \(^o^)/

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Hrry i Draco zaczęli się znajomość od nowa, no tak czara wylosowała Harrego, z tym smokiem i zdobyciem jajka miał szczęście i to wielkie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń